środa, 29 lutego 2012

Kennel klatka

Dzisiaj tylko taki krótki wpis, żeby pochwalić się moim mądrym pyszczkiem. Kupiłam Majce kennel klatkę, ponieważ mamy w tym roku ambitne plany uczestniczenia w warsztatach, seminarium oraz obozie sportowym. Poza tym, gdy jeździmy z Majką gdzieś na urlop to zawsze jest problem, żeby znalazła sobie "swoje miejsce" w hotelowym pokoju. Pomyślałam więc, że fajnie by było, żeby miała "swoje miejsce", ale takie na prawdę swoje wszędzie gdzie będziemy. No i przyszła zamówiona kennel klatka, piękna, pachnąca nowością. Rozłożyłam ja, postawiłam w miejscu gdzie leżało Majki posłanie. Położyłam jej ulubiony kocyk do środka, przykryłam górę drugim i weszłam na internet, żeby przypomnieć sobie wcześniej czytane artykuły o tym jak nauczyć psa z niego korzystać. Poczytałam, odwróciłam się natchniona odświeżoną wiedzą, żeby nauczyć Majkę, że klatka wcale nie jest taka zła, rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu psa i znalazłam go - śpiącego w klatce... No i tak Majka została największą przyjaciółką kennela. Przekonał się także pańcio Majeczki, który był zdecydowanym przeciwnikiem "trzymania psa w klatce", teraz gdy widzi, że ona czuję się w nim "jak u siebie" to mówi, że on już od dawna mówił żeby go kupić :D


sobota, 18 lutego 2012

Przemyślenia


Dzisiaj naszło mnie na przemyślenia… Do czego  takiemu  człowieczkowi jak ja w dzisiejszych czasach potrzebny jest pies???
Podam kilka bardzo popularnych powodów i jak one odnoszą się do nas:
- Przyjaciel – chyba najczęstszy powód – zdecydowanie tak, bo kto jak nie moja najukochańsza suczka wysłucha wszystkich moich żalów i do tego nie skrytykuje moich działań, a na koniec jeszcze poliże po nosie i położy głowę na kolanach w taki sposób, że wszystkie smutki odchodzą…
- Lek na samotność -  pewnie jak będę miała trochę więcej lat i nikt inny z moją starczą zrzędliwością nie wytrzyma… Chociaż muszę przyznać, że jak nasz pańcio gdzieś wyjeżdża , to cieszę się, że nie zostaję sama (w przeciwieństwie do mojego psa cierpię na lęk separacyjny ;)
- Do trenowania psich sportów – niektórzy kupują psa z pewnymi predyspozycjami do konkretnego psiego sportu – my należymy do tych, którzy kupują psa, a później żeby trochę go (i siebie) rozruszać szukają sportu, który do niego pasuje i jemu się najbardziej podoba. Cały czas jesteśmy na etapie poszukiwań…
- Obrońca, stróż – zdecydowanie nie, chociaż muszę przyznać, że gdy na wieczornym spacerze szczeka na podejrzaną postać, która wyszła zza zakrętu, jestem przeszczęśliwa, że jest obok.

Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale przejdźmy do mojego najnowszego pomysłu. Myślę,
że pies  jest nam potrzebny do wrócenia do wrócenia do normy po takim dniu jak przedwczorajszy. Chodzi mi oczywiście o TŁUSTY CZWARTEK, a więc te nieszczęsne pączki…

Po zjedzeniu miliona pączków doszłam do wniosku, że chyba zjadłam o „jednego” za dużo, więc muszę spalić te kalorie, w które zostałam zaopatrzona. Pomyślałam sobie „jutro pójdę na siłownie” . Niestety droga na siłownie jest długa i wcale nie znaczy, że jak wczoraj postanowiłam iść na siłownie, to dziś na nią pójdę… Na szczęście jest jeszcze ten pies, z którym chcąc, nie chcąc na spacer muszę iść. Jak już na niego poszłam, to zamiast godzinki poszłyśmy na dwie. I tak sobie pomyślałam, że ten mój kochany psiak, to najlepszy na świecie trener osobisty. Najlepiej motywuje i używa do tego samych oczu :)


wtorek, 7 lutego 2012

Białe szaleństwo ;)

Czasami opłaca się trochę ponarzekać , ponieważ (może nie od razu) zawitała u nas prawdziwa, biała zima. Majka nie mogła uwierzyć, gdy wyszłyśmy rano na zewnątrz, a na podwórku biały puch... Pierwsza jej reakcja była taka:







Z śniegu była bardzo zadowolona, ale już z 20 stopniowego mrozu mniej. Jak wyszła na wieczorny spacer z moim tatą, musiał jej swoimi rękami ogrzewać łapki, bo nie chciała iść dalej :)
Jednak po dwóch dniach (i pudełku wazeliny) nawet do mrozu się przyzwyczaiła. Tym bardziej, że w sobotę pogoda dopisała. W 7 stopniowym mrozie czułyśmy się jakbyśmy wyszły na ciepły wiosenny spacerek. Po takim mrozie jaki był wcześniej, ta pogoda nastrajała do spacerów... Rano byłyśmy na długim spacerku, takim poprostu, bez żadnych udziwnień. Po powrocie i odmarznięciu myślałam, że Majka już ma dosyć i nie będzie chciała iść ze mną i Oliwią na sanki. Jednak Majka w pełnej gotowości stała przy drzwiach i czekała tylko na słówko "idziemy?" - więc poszłyśmy. Co prawda na początku Majka ganiała za zjeżdżającymi sankami, ale później dała sobie (a raczej Oliwii) spokój. Później poszłyśmy poślizgać się na lodzie i tam Majka miała największą frajdę. Tego się nie da opisać, to trzeba było zobaczyć. Na początku bardzo ostrożnie, ponieważ łapki jej się rozjeżdżały przy każdym kroku. Ale gdy załapała o co w tym wszystkim chodzi zaczęła się zabawa. Majka biegła - rozpędzając się i w pewnym momencie kładła się na przednich łapach (jak, gdy zachęca do zabawy) i tak się ślizgała. Mieliśmy z niej niezły ubaw. 




Po południu poszliśmy jeszcze ze znajomymi i ich psiurkami na spacer do lasu. Tam wyganiała się do reszty.






Później już do wieczora wyglądała tak:



W niedzielę postanowiłyśmy trochę popracować, bo wczorajszy dzień był raczej taki relaksujący. Teraz nadszedł czas na zmęczenie psychiczne psiaka. Muszę przyznać, że po takim dniu "nic nie robienia" Majka pracowała ze zdwojoną siłą.
Na początku trochę sztuczek na rozgrzewkę, później frisbee, którym mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Mój w ogóle nie skoczny piesek skakał jak szalony.













No i na koniec trochę zabawy piłką i takich naszych wygłupów.











Podsumowując bardzo fajny, aktywny weekend za nami :)