poniedziałek, 18 lutego 2013

Pechowy początek roku...

Początek roku 2013 nie jest dla nas zbyt udany. W połowie stycznia Majka rozcięła sobie tylną łapę, przez co musiała mieć dwutygodniową przerwę od jej obciążania. Gdy już powoli zaczynałyśmy normalnie funkcjonować, zaczęłam ją spuszczać ze smyczy, rozcięła sobie drugą tylną... I znowu miałyśmy dwutygodniową przerwę. A wszystko przez te głupie porozbijane butelki w parku, a do tego jeszcze śnieg je przykrył...
Początkowo nie mogłam sobie poradzić z nagromadzoną przez krótki czas energią, której nie mogłyśmy
w prosty sposób rozładować. W końcu zaczęłyśmy sztuczkować tzn. uczyć nowych i doskonalić stare sztuczki. Po za tym dużo spacerowałyśmy. Przez ten czas Majkut chodził w butach, przez co dostał nową ksywkę "Kocot w butach".


Tak się rozkręciłyśmy z tym spacerowaniem, że w minioną sobotę przeszłyśmy bez większego wysiłku
12 km czego kiedyś nawet sobie nie wyobrażałam ;) Postanowiłam, że będziemy tak sobie spacerować mimo tego, że łapki Maj mają się już dobrze. Tym bardziej, że pogoda robi się już całkiem przyzwoita. Może niedługo uda nam się przejść kolejną granicę, która na razie wydaje mi się nie do przejścia czyli 20 km...
W niedzielę byłyśmy już na treningu agility, ale niestety żadnych dobrych wieści. Dłuższa przerwa dała nam się we znaki i przy pierwszym przebiegu, w ogóle się nie rozumiałyśmy. Oczywiście w większości to moja wina, bo gubiłam psa. No, ale później obie się ogarnęłyśmy i już szło nam lepiej :D